![]() |
Źródło |
Szczęście. Człowiek widzi tylko jego pozory, które usiłuje dostarczyć mu sąsiad - wszystkich ono wpieprza. Szczęście jednych jest nieszczęściem drugich. Wkurzasz się, że znajomy ma nowe auto, nie wiesz jednak, że przez najbliższe dziesięć lat będzie spłacał kredyt, a jego dzieci wcale nie są jego. I wzajemnie: on widzi tylko twoje zagraniczne wycieczki, nie dostrzega jednak, że harujesz na nie od świtu do nocy, rezygnując z życia towarzyskiego. Szczęście to iluzja optyczna - dwa lustra, które wysyłają sobie ten sam obraz w nieskończoność*.
Na Facebooku doszedł właśnie do głosu ruch ludu, który czuje się zobowiązany poinformować świat o tym, jak bardzo gardzi ochłodzeniem pogody. Nie zanosi się na to, bym miała do nich dołączyć, bo zwyczajnie jesień w powietrzu ma dla mnie coś wyjątkowego, nawet jeśli powiedzenie panta rhei nabiera coraz bardziej dosłownego znaczenia. Owszem zdarza mi się bardzo często (wam pewnie również) popadanie w stan, w którym wszystko wydaje się nie takie jak trzeba. Wmawiam sobie, że byłabym szczęśliwsza, gdybym mieszkała w Nowym Jorku, Kopenhadze lub Nowej Zelandii, więcej zarabiała, miała lepszy obiektyw, własne mieszkanie. Oczywiście jest to największy bullshit, jaki człowiek może sobie wymyślić, bo szczęście nie mieszka pod żadną konkretną szerokością geograficzną, a w naszej głowie. Szybko jednak pozbywam się takich myśli i zaczynam doceniać, że jestem zdrowa (no, powiedzmy), mam pełną lodówkę, a moje rośliny doniczkowe pomimo różnych przejść żyją i nie nadają się jeszcze na skręta. Jak dziecko podniecam się faktem, że w restauracji Geist w Kopenhadze do kawy zamiast cukru serwują watę cukrową i że zmądrzałam na tyle, że nie tracę już czasu na chodzenie po sklepach, w których moja pensja wystarczyłaby akurat na jedną parę butów.
Lubię zachwycać się małymi rzeczami. Może macie mnie za dziwaka, kiedy podniecam się kanapką, serialem lub spacerem w miejsce oddalone o trzysta metrów od mojego mieszkania, ale polubiłam pochylanie się nad rzeczami, które dla większości straciły już jakiekolwiek znaczenie. Czasami szczęście kosztuje osiem złotych trzydzieści groszy (opakowanie cukierków Shoko Bons), częściej bywa jednak bezcenne, zapisane w postaci wspomnień i przeżyć w naszym mózgu.
Są dni, w których przywdziana na korpus ciała nawet najbardziej fancy kiecka nie poprawia humoru, a są takie, w których już od momentu otworzenia oczu wiesz, że będzie pięknie i doskonale odnajdujesz swoje miejsce w tej całej hierarchii, powtarzając w myślach jak mantrę kwestię: mój czas właśnie nadszedł. Nie czekasz na lepszą pogodę, dłuższe włosy, wyższą kwotę na koncie, tylko ŻYJESZ, bo wiesz, że nigdy nie ma i nie będzie bardziej odpowiedniego momentu.
Właśnie dziś jest taki dzień.
Czuję się, jak najszczęśliwszy na świecie typ człowieka, którego półprzymknięte oczy zdradzają ogromną radość, a który wącha po kryjomu majtki.
* Lolita Pille, Hell